26 grudzień.
Mieliśmy pójść razem na przyjęcie do moich rodziców. W końcu miałeś poznać moją rodzinę. Po 9 miesiącach spędzonych razem. Jako para. Bałeś się. Nerwowo poprawiałeś krawat jadąc samochodem,nie mówiłam nic. Bałam się,ze z tych nerwów możesz spowodować wypadek. Chociaż do teraz zastanawiam się czego się lękałeś? Przecież to tylko moi rodzice,którzy mnie wychowali i rodzeństwo. Szalone,ale kochane. Pytałeś tysiąc razy czy nie zapomniałam czegoś. Zaprzeczałam za każdym razem mówiąc,że nie powinieneś być tak spięty. Nie musiałeś się niczego obawiać. Oni także chcieli Cię poznać,a najbardziej moja matka. Ostatnie skrzyżowanie,które prowadziło do domu państwa Rodrigo. Zatrzymałeś się na czerwonym świetle. Wystukiwałeś dobrze znany mi rytm piosenki. Widocznie to Cię uspakajało. Zielone. Ruszyłeś. Nie minęła chwila, a w nasz samochód wpakowało się czarne porshe. Nie pamiętam wszystkiego. Chyba trzymałeś mnie wtedy za dłoń prosząc,abym nie zamykała oczu. Zamknęłam. Reszty nie pamiętam. Ciemność,pustka. Obudziłam się po kilku godzinach, siedziałeś przy mnie z głową pomiędzy kolanami. Płakałeś. Miałeś plastry na czole, dwa białe plastry. Jeden wzdłuż łuku brwiowego, drugi zaś ponad skronią. Modliłeś się. Prosiłeś o to,abym wróciła. Wróciłam. Obolała, ale wróciłam dla Ciebie. Dopiero po kilkunastu minutach,gdy chciałeś wyjść po kolejną kawę zauważyłeś,że się wybudziłam. Uśmiechnąłeś się ocierając łzy z policzek. Ująłeś moją dłoń w swoją, pocałowałeś. Opowiedziałeś mi wszystko od momentu,w którym straciłam przytomność. Powiedziałeś też,że miałeś szytą głowę i obite ramie. Przepraszałeś mnie setki razy,obwiniałeś siebie za ten wypadek. Jednak ja byłam przekonana,że sprawcą wypadku był kierowca porshe. Uważałeś. Uważałeś za każdym razem kiedy jeździliśmy razem. Wiedziałeś,że nie należę do tych dziewczyn,które uwielbiają szybką jazdę. Wieczorem przyszli moi rodzice, zapewne poznałeś ich jak byłam nieprzytomna. Dogadywałeś się z nimi. Bardzo dobrze Ci szło. Chciałeś zostać,ze mną. Tam w szpitalu. Sprzeciwiłam się. Wiedziałam,że powinieneś być wypoczęty. Przecież na drugi dzień miałeś mieć trening z pierwszą drużyną, z którą za niedługo miałeś podpisywać kontrakt. Pożegnałeś się. Powiedziałeś,że wrócisz. Nie wróciłeś. Czekałam całymi dniami, tam w szpitalu,w białej sali. Byłam przekonana,że treningi dawały Ci w kość i dlatego nie przyjeżdżałeś. Z kliniki wypisali mnie po tygodniu. Gdy weszłam do naszego domu, już nie leżały tam Twoje buty, ani żadna torba treningowa. Twoja konsola była tam gdzie zawsze, w szafce pod telewizorem. W kuchni stały dwie szklanki,w których była niedopita kawa. Myślałam,że jesteś na treningu. Zignorowałam to. Poszłam do łazienki. Otwarłam szafkę,którą dzieliśmy razem. Na twoich półkach została tylko pusta. W błyskawicznym tempie przemieściłam się z łazienki do naszej sypialni. Otwarłam ogromną drewnianą szafę. Nie zastałam tam żadnych twoich koszul, żadnych garniturów,żadnych kurtek,spodni,t-shirtów. Nic! Nie minęłam chwila, a po moich policzkach leciało morze łez. Wybrałam numer Marca. Prosząc,aby przyjechał jak najszybciej może. Zjawił się. Ale nie sam. Przyjechał z Rafą. Wszedł nawet nie dzwoniąc. Wiedział,że coś się stało. Widząc mnie całą we łzach, zgarnął mnie do siebie i kazał mówić. Opowiedziałam mu wszystko. Sam dziwił się twoim nagłym zniknięciem. W ciągu tych kilku godzin, w których siedzieliśmy w trójkę. Dzwoniliśmy na zmianę z milion razy. Raz ja, raz Marc. Rafael nie chciał. Tamtej nocy oboje zostali przy mnie. Zapewne nie spodobałby Ci się fakt,że w naszym domu śpi młodszy brat Thiago . Twój przyjaciel chciał odesłać Go do domu. Nie pozwoliłam mu. Chciałam,aby został tam ze mną. Został i był przy mnie tak samo jak Marc. Rozmawialiśmy do rana. Ja i On. Poznałam Jego. Z tej lepszej strony. Był przy mnie,gdy tego potrzebowałam. Dzwoniłam. Dzwoniłam codziennie. Przez Dwa tygodnie. Wiesz? Po dwutysięcznym dzwonieniu straciłam rachubę,który to już raz. Zniknąłeś, jakbyś zapadł się pod ziemię. Nie zostawiłeś żadnej wiadomości w domu. Nic! Marc oraz Rafael po jakimś treningu przyjechali z wiadomością o Tobie. Nie spodziewałam bym się tego. Po naszym wypadku poprosiłeś zarząd o wypożyczeniu z możliwym transferem do Anglii oraz wiadomością od Ciebie. Podobno zostawiłeś ten list u władz klubu w dniu, w którym wyleciałeś do Londynu. Napisałeś w nim,że mam wybaczyć Ci zdradę. Wybaczyłam już dawno. Napisałeś,że mam wybaczyć ten wypadek. Wybaczyłam, ale nie Tobie, a sprawcy tego wypadku. Napisałeś,że mam wybaczyć to wypożyczenie bądź transfer. Nie wybaczyłam. Prosiłeś,abym była szczęśliwa. Nie byłam, nie potrafiłam. Bo moim szczęściem byłeś Ty. Wiem tylko jedno. Nigdzie nie ma takiego jak Ty,Cristian. Nie ma i nie będzie. Wiesz co najczęściej robiłam,gdy byłeś na rozjazdach klubowych? Kładłam się do łózka z miską czekoladowych lodów i włączałam kolejne banalne komedie romantyczne,które kończyły się jebanym happy end'em. I wiesz co było w tym zabawniejsze? Odkąd wyjechałeś codziennie leżałam w łóżku, z miską lodów bądź nie z nadzieją,że wrócisz.. Pewnie zastanawiasz się czy nadal płaczę? Nie, już teraz nie. Za dużo czasu minęło. Swoje przepłakałam i przesiedziałam w samotności. Potem dzięki Bartrze i Rafie podniosłam się na nogi. Kupiłam nowe mieszkanie, nie mogłam zostać w naszym domu. Za bardzo przypominał mi Ciebie. Znalazłam pracę,którą z czasem polubiłam. Coraz częściej spotykałam się z Twoim przyjacielem i Rafealem. Tak z Rafaelem Alcântara stał się kimś ważnym w moim życiu. Kiedy w październiku dowiedziałam się,że że jestem w drugim miesiącu ciąży. Zabawne. Prawda? Ty wyjechałeś, a jednak zostawiłeś coś po sobie. Raczej kogoś. Maleństwo,które będzie owocem naszej niedojrzałej miłości. Jednak On nie odwrócił się ode mnie. Wiedz, że godnie Ciebie zastępuje.
od autorki: kolejny zostawiam i zmykam. Jeszcze epilog..